Festiwal Filmowy imienia Jana Himilsbacha. To jest TO!

  • Drukuj


Poniżej prezentujemy wystąpienie laureatki Ogólnopolskiego Konkursu Krasomówczego - Michaliny Tafil (Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące im. Polskiej Macierzy Szkolnej w Mińsku Mazowieckim, opiekun: Joanna Janicka), wygłoszone podczas finału w Legnicy w listopadzie 2008r.Poza nagrodami regulaminowymi Michalina otrzymała także Nagrodę Publiczności. Drugą laureatką Finału została Magdalena Okoła (Gimnazjum w Niedziałce, opiekun: Jolanta Jackiewicz - Szuba.

 

Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Michalina Tafil i reprezentuję Gimnazjum im. Polskiej Macierzy Szkolnej w Mińsku Mazowieckim. Jestem mińszczanką. Tu minęło moje dzieciństwo. Teraz, już jako nastolatka, poznaję historię i odkrywam uroki mojego miasta.

To był wrzesień. Na ulicach zwracały uwagę ogromne plakaty w kolorze sepii. Takie jakby niedzisiejsze, zupełnie z innej epoki. To nie dla mnie – błysnęła pierwsza myśl! Plakaty informowały o Wielkim Festiwalu Filmowym. Festiwal festiwalem, ale co tak naprawdę będzie na nim prezentowane? Patrzę, czytam… Artyści Himilsbachowi.Kultowe filmy. Monidło 2008 i … niewiele z tego pojmuję. Na afiszu zdjęcie faceta, który ostentacyjnie pali papierosa. Jakże to tak?! W czasach, kiedy ustawa antynikotynowa eliminuje palaczy? A jednak! To był Jan Himilsbach. Pisarz i aktor,

Ale ja -tak naprawdę -nie wiedziałam, o kogo chodzi… Zresztą, nie ja jedyna! Młode pokolenie po prostu nie ma zielonego pojęcia kim był Jan Himilsbach. Postanowiłam, że dowiem się więcej o tak nietypowej postaci. Dopiero wtedy dotarło do mnie, jak nietuzinkową osobowością był pochodzący z Mińska artysta.

Poznawana biografia przyprawiała mnie o przysłowiowy zawrót głowy. Życiorys - pełen niejasności i sprzecznych ze sobą faktów. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. Artysta nie tylko nie starał się wyjaśniać wątpliwości, lecz dodatkowo, z premedytacją, wprowadzał zamęt w swej biografii. Udzielił przez całe życie około siedmiuset wywiadów, za każdym razem opowieści o sobie wzbogacając o nowe wątki. Uzasadniał to zgodnie z własną logiką: „no, bo ile razy można gadać wciąż jedno i to samo”. Urodził się w 1931 r. Natomiast absurdalną datę swych urodzin, czyli – według zachowanej w kościele metryki – 31 listopada – a wiemy, że listopad ma 30 dni- kwitował słowami: „jeden dzień w tą, jeden dzień w tamtą, Co za różnica.” Ja jednak uważam, że to był swoisty nomen omen.

Wielu osobom powiedział, że jego prawdziwi rodzice zginęli w czasie wojny, że jako żydowskie dziecko przeżył, ukrywając się na cmentarzu. Tymczasem tak naprawdę miał tylko matkę. W wieku 10 lat został sierotą. Pozostawiony samemu sobie, dorastał wśród różnych łobuziaków i ludzi z marginesu. To właśnie ich utrwalał później w opowiadaniach, takie role często powierzano mu w filmach ze względu na charakterystyczną urodę i chrypliwy głos.

Jednak kariery artystycznej nigdy nie planował… a już na pewno nie wtedy, gdy mając 16 lat, trafił do zakładu poprawczego.

W Strzegomiu na Dolnym Śląsku przyuczał się do zawodu kamieniarza. Zanim jednak został literatem, pracował jeszcze jako górnik, piekarz, ślusarz i palacz na statkach.

Artystą stawał się mimo woli. Przypadek sprawił, że opublikował wiersze. W czasopismach zamieszczał utwory pisane prozą. I oto w 1967r. ukazują się opowiadania pod wspólnym tytułem „Monidło”. Niektóre z nich zostały potem przeniesione na ekran. Himilsbach swoją działalność artystyczną skwitował mniej więcej w ten sposób: „miałem przed sobą świetlaną przyszłość jako starszy grabarz(…). Gdybym siedział cicho na miejscu jak człowiek, to z czasem mogłem zostać kwaterowym, mieć swój rejon na cmentarzu(…) i święty spokój. Miałem robotę jak się patrzy…właśnie wtedy odbiła mi szajba, napisałem kilka wierszy… Ale ta „szajba” nie miała się skończyć na literaturze. W 1970 r. zagrał w komedii filmowej „Rejs” w reżyserii Marka Piwowskiego. To był wstęp do wyjątkowej kariery aktorskiej, bo zagrał w sumie w 60 filmach, a Miński Festiwal Filmowy przypomniał kilka z nich, pokazując na nowo fenomen Himilsbacha w 20 rocznicę śmierci artysty.

   Oczami wyobraźni już widzę w Mińsku ławeczkę z Janem Himilsbachem taką, jaką posiada Hanka Bielicka w Łomży czy Julian Tuwim w Łodzi. Byłoby to uczczeniem pamięci człowieka, który może nie był Świętym Piotrem, lecz jest artystą tej miary, o którym warto mówić i pamiętać.